Czy trzeba oszczędzać na jedzeniu?
Warto. Nie chodzi o samo wydawanie pięniedzy. Byle jak można jeść również drogo. Chodzi o jedzenie zdrowych, pełnowartościowych produktów. Chodzi o zadowolenie. Chodzi o nierezygnowanie ze wszystkiego, lecz przemyślane zakupy. Wreszcie chodzi o nieuleganie trendom typu (nie) jem-chudne-oszczędzam. Trzeba znaleźć złoty środek i tak się odżywiać, aby czuć sie dobrze, również finansowo.
Wiele rzeczy można zaplanować. Można ustalić kwotę x jaką planuje się przeznaczyć na wyżywienie i próbowac zmieścić się w tym budżecie. Można sporządzać listy przepisów z wyprzedzeniem tzw. jadłospisy i kontrolować wydatki. To od Ciebie zależy, jak będziesz się odżywiać. Nie musisz lubić gotować, nie musisz codziennie stać przy garkach lub jeść to samo. Masz do wyboru wiele możliwości: cateringi, ciepłe dania na wynos, szybkie przekąski do przygotowania w domu. Musisz tylko pamietać, że jeść musisz.
I nawet jeżeli codziennie nie przyrządasz głównych dań, to i tak sięgasz po coś do jedzenia, i wydajesz na to pieniądze. Płacisz za wszystko, tak jak za prąd, wodę czy ogrzewanie. Nie wystarczy powiedzieć, no dobrze ale przecież nie mam nałogów, nie wydaję na papierosy, więc mogę sobie na to pozwolić. Potencjalnie tak. Ale gdy już 10-tego przekraczasz sumę mięsiecznych wydatków, o której wstępnie pomyslałeś/aś na początku miesiąca, nie jest już tak kolorowo. Wymówka goni wymówkę, zaczynasz oszukiwać siebie, nagle tracisz kontrolę nad swoim budżetem.
Jeszcze gorzej, jeżeli przez wiele lat tego nie widzisz. Jesteś w sile wieku, uczysz się bądź pracujesz i zwyczajnie na takie rzeczy nie masz ochoty.
Błędem jest mówienie (myślenie): NIE MAM NA TO CZASU. Czas jest. Gdy tylko zliczy się same godziny od poniedziałku do piątku, od 8-20. Z prostego rachunku wynika, że przeciętny Kowalski ma aż 60 h! To ogrom czasu, bo nawet jeżeli odliczy się 8 godzin pracy/ nauki, to i tak zostaje zapas.
Tak więc, czas jest. Tylko nasza motywacja jest zbyt słaba, aby dostatecznie zadbać o kontrolę zakupową. Z moich obserwacji wynika, że większość ludzi w pośpiechu uzupełnia domowe deficyty i na biężąco kupuje. Bardziej skrupulatni korzystają z metody kartkowej. Zanim pójdą na zakupy sporządzają listę zakupów, według której kupują. I nie ma w tej metodzie nic złego. Wiem, bo sama z niej korzystam. No może po części…
Bo, gdy czekam przy kasie i widzę na taśmie więcej rzeczy niż na liście… Zawsze zastanawiam się, jak to możliwe? Dlaczego metoda kartkowa nie sprawdza się 1:1?
Zazwyczaj dochodzę do takich wniosków:
Po pierwsze jest to szybki zapis, który ma pomóc skoncentrować się na rzeczach do kupienia. Po drugie, raczej zapisujemy to, czego w danej chwili brakuje lub wkrótce może się skończyć, co oznacza, że nie planujemy długofalowo (pewnie ze strachu przed utratą daty ważności i przekroczeniem budżetu). W rezultacie o dużej oszczędności i wstrzemięźliwości konsumpcyjnej możemy zapomnieć, bo w tej sytuacji liczymy czas bieżący i produkty, które się na niego składają.
I znowu odniosę się tutaj do indywidualnych potrzeb. Trzeba umieć ze sobą romawiać, poznać siebie, po aby móć ocenić swoje oczekiwania. Absolutnym złem nie jest wydawanie pieniędzy na to, co uważamy za słuszne, ale na to co zupełnie nie może nam się przydać. Zwyczajnie bycie nieświadomym konsumentem, tak jak zasłanianie się nieznajomością prawa, szkodzi.
Dla lepszego zrozumienia świadomości finansowej i straty proste 2 przykłady:
Robiąc zakupy zabieramy wózek. Jest to praktyczne rozwiązanie, aby nie dźwigać zakupów, a w ostatnich czasach wręcz obligatoryjne. Załóżmy, że nie mamy sklepowego żetonu. Wtedy korzystamy z pieniążka. Normalnie każdy kupujący zwraca po dokonanych zakupach wózek. I nie zostawia go byle gdzie, bo wtedy nie otrzyma pieniążka, który został umieszczony w wózku. Odstawia wózek tam, gdzie może powrotnym zamknięciem wysunąć monetę. A więc, robi to w sposób zaplanowany. Szanuje pieniądź, który włożył i nie chce się go pozbyć (nie mówiąc już o szczęściu jakie odczuwa po odzyskaniu pieniążka. Od razu wydaje się, że ma w portfelu więcej).
Podobnie jest gdy na ulicy znajdujemy pieniądze. Cieszymy się, chuchamy nawet na 1 grosz, bo myślimy że, da nam dobrą passę.
Inaczej jest, gdy tracimy pieniądze nieświadomie i potem sobie to uświadamiamy.
Przychodzą wyrzuty sumienia. Zaczyna się przeszukiewanie płaszczy, wywiad rodzinny. „Słuchaj a nie wiesz może gdzie położyłem…” . Wczoraj tam byłem i musiałem zgubić lub zostawić…
Chyba nie ma człowieka, który by tego nie przeżył. Jedno jest pewne. Utrata boli. Nie jest nam z nią dobrze. Może dlatego nasz mózg podsuwa wtedy gotowe rozwiązania, pocieszające myśli: nie jest tak źle, mogło być gorzej, dobrze że tak się to skończyło.
Potem dopiero dochodzą inne pomysły. To mam jeszcze do dyspozycji…, do 30-go dam radę, już nic nie potrzebuję, wszystko mam. Jakoś to będzie.
Pewne jest, że jakoś to będzie. W sytuacjach kryzysowych nikt nie ma wyjścia.
Pytanie tylko: Czy o to w tym wszystkim chodzi? Aby żyć byle jak i jeść byle co? Czy może, aby móc decydować, co chcę dzisiaj zjeść. Na co mam dzisiaj ochotę.
Wiele osób myśli, że później będzie lepiej. I korzystanie z życia zacznie się, jak dzieci będą duże lub zasłużona emerytura będzie bez wysiłku wpływać na konto bankowe.
Prawda jest taka. Człowiek im starszy, tym słabszy. Wiek, mimo iż nie dyskryminuje, w tej ocenie jest bardzo ważny. Pokazuje, że nie można czekać na ostatnią chwilę na zmianę nawyków, bo możemy nie zdążyć lub stracić chęci. Żeby coś móc zmienić w swoim życiu na lepsze, trzeba umieć zacząć od drobnych spraw. Trzeba poukładać działania już na samym początku- aby mieć z górki, a nie pod górkę.
Wszystko odgrywa w naszym życiu ogromną rolę, jedzenie nie mniejszą. Właściwe planowanie i dysponowanie zgromadzonymi zasobami może nam bardzo ułatwić życie. Mieć wpływ na to jak będziemy się czuć, i co uda nam się osiągnąć.
Jeżeli chcesz zostać mistrzem oszczędzania i wydawania pieniędzy, mistrzem zakupów lub zdrowych nawyków, wszystko przed Tobą. Twoje życie leży w twoich rękach!
0 komentarzy